Pielgrzym_diakon pisze:Przeemek pisze:Weź pod uwagę, że nazwy już są - w Piśmie, my nic nie formułujemy, wszystko jest napisane, dane nam od Boga.
A wcześniej napisałeś:
Przeemek pisze:Ponieważ list ten wprowadzając "walka o wiarę" w 3 wersecie, formułuje również zasady wiary.
Idąc Twoim tokiem rozumowania Pismo Święte formułuje a nie my, a list Judy formułuje zasady wiary. Tak zrozumiałem Twoje wypowiedzi. W jaki więc sposób list Judy formułuje zasady wiary? Pytanie jest na serio, ale poproszę nie odpisuj mi wersetami. Znam trochę Biblię. Chcę się dowiedzieć co to oznacza dla Ciebie, że jakiś fragment formułuje na praktycznym przykładzie. Ze względu na to, że rozmawiamy o liście Judy to myślę, że list ten będzie dobrym praktycznym przykładem na którym mógłbyś wytłumaczyć mi w jaki sposób list Judy formułuje zasady wiary.
Formułuje to znaczy: precyzuje, określa, wyraża słowami/tekstem, itd.
Pismo Święte zawiera wszystkie najważniejsze odpowiedzi w zakresie wiary chrześcijańskiej i Boga, jest autorytetem w sprawach teologicznych oraz życia chrześcijanskiego - tych które uznał Bóg za wystarczające i ważne by można było Go poznać oraz osiągnąć zbawienie jakie dla nas przygotował.
To jest podejście(zaufanie do Biblii) i wiara jaką ja stosuję kiedy zabieram się za czytanie i szukanie odpowiedzi w Piśmie.
Odnośnie Listu Judy, akurat tam pokazuje on zasady wiary w jednym miejscu przy okazji innego kontekstu - "walki o wiarę". Jest to dość oczywiste zważywszy na fragmenty, które wskazują na zasady wiary i zaczynają się do wersetu 20 do 23. Jest tam mowa o "naszej najświętszej wierze" i jak w niej trwać. Te same nauki dotyczące wiary można znaleźć u innych apostołów (w innych listach). Na tym m.in. polega spójność nauki całego Pisma, równie spójnie w jednej wierze porusza ono wiele innych problemów w budowanym Kościele oraz lekcje dla nas jak sobie z tymi problemami radzić.
Apostołowie nie robią planu zadań/listy i w podpunktach wypisują wszystkie zagadnienia oraz doktrynę Kościoła Chrystusa, ale można to wyczytać z tekstu i kontekstu.
Nie wiem na czym może polegać problem u ciebie, ale mogę tylko zgadywać i zasugerować jeszcze raz zapoznanie się z Biblią. Poznać zasady i metody, jeżeli do tej pory ich nie znałeś, których używali sami apostołowie w jej intepretacji, a które zostały zaadaptowane do dzisiaj i również używane były przez reformatorów jak na przykład hermeneutyka - [Strong 2059 - hermēneuetai, por. Jan1: 42; Jan9: 7; Hbr7: 2].
Dlatego najlepszym wyjściem do lepszego zrozumienia Pisma jest jego przestudiowanie (lub egzegeza) czy to wraz ze zborem, czy przy pomocy kursów. Czy samemu czytając i korzystając z narzędzi. Żródeł podpowiadających jak się zabrać za czytanie i prawidłowe zrozumienie Biblii jest wiele, ja mogę polecić na przykład kilka istotnych zasad opisanych na:
http://www.5sola.pl/2015/10/jak-czytac- ... asady.html Czy kurs na:
http://www.jezus.pl/kurs-biblijny.html W poprzednim poście podałem przykład odwołania się do zasad wiary w Liście do Judy
viewtopic.php?p=555231#p555231 które również przewijają się w innych listach. Podsumowując w punktach o czym mówi. Jeżeli się z tym nie zgadzadzasz lub masz coś do dodania, to możemy podykutować.
Znając Pismo możesz znaleźć paralere i podobne odniesienia do tych samych znaczeń czy terminów. Możesz korzystać z narzędzi, możesz podjąć się konkretnych lekcji/kursów (studiowania Pisma), których jest już dość sporo dostępnych na necie.
Pielgrzym_diakon pisze: Jest w tym trochę racji. Dla całego protestantyzmu centralnym punktem jest zbawienie z łaski idąc śladem myśli Lutra. Jedynie Pismo jest również autorytetem. Problem w tym, że zarówno "zbawienie z łaski" może mieć różne znaczenia, jak i "jedynie Pismo" też może mieć różne interpretacje. I niestety nie mogę się zgodzić z tym, że dla całego protestantyzmu są one jednakowe. Wewnątrz protestantyzmu istnieją bowiem nurty deterministyczne, ale również istnieją nurty w których człowiek posiada wolną wolę. Można by uznać, że kwestia wolnej woli w tym przypadku jest tą drugorzędną bądź trzeciorzędną. Ja jednak nie jestem w stanie się z tym zgodzić i poniżej pokażę dlaczego.
Osobiście czytałem Pismo wielokrotnie i nawet gdy napotykałem trudne do zrozumienia miejsca, wersety czy kontekst, to nigdy nie nasuwały mi się takie wnioski.
Z jednej strony uważasz, że jest trochę w tym racji - z drugiej w podsumowaniu piszesz, że nie możesz się z tym zgodzić?
Ja do tej pory mogłem wyczytać z Biblii, że jasno i w prostych słowach, wielokrotnie i przez różnych pisarzy NT opisuje zbawienie z Łaski, nie z uczynków. Otrzymujesz dar i możesz go przyjąć lub odrzucić - decydujesz sam przy jednoczesnym poznaniu konsekwencji twojej decyzji niezależnie czy będzie to TAK lub NIE. Po co komplikować proste w przekazie rzeczy? Myślisz, że zamierzeniem Boga było skomplikowanie zrozumienia człowiekowi daru Łaski? Nie zakładajmy innych intencji u Boga, niż takie o jakich naucza Pismo. To Ojciec kłamstwa chce wszystko skomplikować.
Tak samo Pismo ma jedną i właściwą intepretację. Jeżeli pierwsi chrześcijanie potrafili do niej dojść, to z pewnością my też możemy. Ponieważ ludzie zostali stworzeni po to by poznawać Boga, a każde dziecko Boże będzie pragnęło całym sercem poznać swojego Ojca - który jemu to umożliwia.
Pielgrzym_diakon pisze:
Zakładając wersję deterministyczną dochodzimy do miejsca w którym Bóg musiał kogoś wybrać do życia wiecznego a kogo innego wybrać do potępienia. Idąc dalej, aby bronić Boga należałoby stwierdzić, że Bóg tworzy istnienia dla jakiegoś wyższego celu. Tylko że innymi słowami oznacza to, że Bóg idzie po trupach do celu. W takim wypadku łaska staje się płaska i oznacza tylko to, że akurat mi z łaski trafiło się znaleźć w tej grupie zbawionych a nie potępionych. Dobra Nowina jest więc informacją o tym, że znalazłem się w gronie szczęściarzy i w sumie nic więcej. Ewentualnie drugim punktem wyjścia z tej patowej sytuacji, które dostrzegam, jest stwierdzenie, że Bóg sam się musi bronić a my możemy to co najwyżej obserwować. Tylko z tego co czytam w Biblii, poprzednio ten punkt widzenia skończył się potopem...
Zakładając drugą opcję, czyli to, że możemy wybierać uwalniamy się w naszym spojrzeniu od tego, że Bóg idzie po trupach do celu i od fatalistycznej wizji w stylu poprzedniego potopu. Rodzi się jednak inny problem. Wyjście z tego założenia stawia kwestię wszechwiedzy i wszechmocy Boga pod znakiem zapytania. Jak więc pogodzić wszechwiedzę Boga z tym, że Bóg stworzył ludzi z możliwością wybierania również złych uczynków? Moim zdaniem wolność wybierania sama daje odpowiedź w postaci odpowiedzialności za swoje postępowanie. Jeśli każdy jest odpowiedzialny za swoje wybory, to znaczy, że odpowiedzialność za moje wybory nie jest Bożą odpowiedzialnością. To z kolei oznacza, że Bóg może wiedzieć, ale jednocześnie nie pochwalać. Tak więc dzięki konceptowi indywidualnej odpowiedzialności za czyny wszechwiedza Boga nie zostaje naruszona a jednocześnie Bóg nie jest tyranem dążącym po trupach do celu.
Nie wiem na jakim etapie czytania i znajmości Biblii jesteś, ale powyższy tekst to filozofia lub ludzkie przemyślenia/założenia. Ja nie mogę dostrzec tych rzeczy w Piśmie o których piszesz powyżej.
Jedno musimy zaakceptować, Pismo dostarcza nam wystarczającą ilość wiedzy i informacji by człowiek wiedział co Bóg od niego oczekuje i jak osiągnąć zbawienie - życie wieczne z miłującym go Bogiem.
Bóg jest stwórcą świata i wszechświata. Pierwszy człowiek złamał zasadę ustaloną przez Boga w której poznał więcej niż przewidział dla niego Bóg do życia w szczęściu i dobrobycie (dobro i zło, dlatego do dzisiaj może obydwie rzeczy czynić). Za złamanie zasady jest kara - to jest prawo które jest częścią wszechświata/świata w którym żyjemy i nie da się tego obejść w żaden sposób. Bóg również nie złamie tej zasady, bo by udowodnił, że nie jest kimś za kogo się podaje (w Biblii) i złamał by własne zasady, które sam ustalił/stworzył. Szatan próbuje wywrócić te prawdy "do góry nogami" co nam pokazuje Biblia. Każdy człowiek dziedziczy poznanie dobra i zła, to powoduje że grzeszy - chociaż na przykład niemowlę umiera bez grzechu - ponieważ grzechu się nie dziedziczy, tylko zdolność jego popełniania. Więc Bóg opracował plan zbawienia dla człowieka w którym przewiduje wykonanie wyroku/otrzymanie zapłaty za złamanie zasady - poświęca własnego Syna, by człowiek nie musiał umierać - jednocześnie nie łamie zasad świata i wszechświata - tylko zgodnie z nimi działa. Na tym m. in. polega chwała Boga i jego suwerenna sprawiedliwość.
I tak jak Adam miał wybór nie jeść owocu, tak poraz kolejny człowiek ma wybór - przyjąć łaskę i okazać posłuszeństwo zgodnie z zasadami jakie wiążą się z jej przyjęciem. Lub ją odrzucić i zginąć na wieki.
Bóg nas nie zrobił bezwolnymi mapetami, tylko z ogromnnej miłości jaką do nas czuje stworzył nas na swoje podobieństwo i dał nam wolność wyboru.
Pielgrzym_diakon pisze:Drugim problemem jest wszechmoc. Często ludzie pytają "Czemu jest zło, jeśli Bóg jest dobry? Czy Bóg nie mógł sam zająć się wyeliminowaniem problemu zła?" Osobiście uważam, że Bóg zajął się eliminowaniem zła - ostatecznie dzięki postaci Jezusa Chrystusa. Jednak to tylko mój pogląd, a pytanie o wszechmoc pozostaje. Aby odpowiedzieć jak ja rozumiem ta kwestię, zacznę od pytania (ubierającego w słowa tzw. paradoks omnipotencji): "Czy wszechmogący Bóg może stworzyć kamień, którego nie będzie w stanie podnieść?" Dla mnie osobiście wolna wola (możliwość decydowania o swoim działaniu) człowieka jest właśnie takim kamieniem, którego Bóg nie może podnieść ponieważ sam obiecał, że tego nie zrobi, a nie dlatego, że nie posiada takiej możliwości. Ktoś mógłby zapytać a po co Bóg miałby ograniczać swoją wolę. A ja zadałbym pytanie a czy można dać komuś pełną wolność nie ograniczając samego siebie? Czym byłaby wolność bez pełnej możliwości wyboru jak nie zwodzeniem? Zostaje jeszcze pytanie po co dawać człowiekowi możliwość robienia źle, jeśli można by dać tylko dobre opcje. A ja zapytam czym byłoby dobro, jeśli wszystko i tak z góry byłoby dobre jeśli nie pustym stwierdzeniem?
Ja osobiście wierzę, chociażby opierając się na przedstawionym powyżej rozumowaniu jak i na własnym doświadczeniu, że Bóg dał nam wolną wolę i pozwolił nam wybierać. Z tej perspektywy Boża łaska przynosi uwolnienie od starego sposobu myślenia w którym wszystko było napędzane strachem bądź koniecznością. Stary sposób myślenia prowadził mnie do śmierci. "Każdy kiedyś umrze" jak często możemy usłyszeć. Ja jednak już dziś uważam, że nie umrę cały. Łaska przyniosła mi możliwość życia nadzieją na życie wieczne. W ten sposób moje myślenie może pokonywać śmierć, ale to jest mój wybór. Ja muszę walczyć o to każdego dnia z moimi przyzwyczajeniami i odruchami. W nowych sytuacjach na nowo mamy możliwość wybierać to co dobre nad tym co złe. Tak też ja rozumiem Dobrą Nowinę.
W ten sposób pokazałem jak szeroki zakres znaczeń może mieć "zbawienie z łaski" w zależności od podejścia do wolnej woli. W ten też sposób wolna wola nie może być tematem drugorzędnym, czy trzeciorzędnym, ponieważ wpływa na rozumienie treści Dobrej Nowiny. Podobnie da się zrobić ze zrozumieniem stwierdzenia "Pismo jest jedynym autorytetem". W tym wypadku wystarczy zmienić zakres ksiąg liczonych jako Pismo.
Pismo mówi o jednym zbawieniu z łaski. Bóg nie ogranicza siebie w żaden sposób - to ludzkie myślenie przypisujące Jemu cechy których nie posiada (Pismo nie opisuje), a wolny wybór człowieka doprowadza do zła którego Bóg nigdy dla niego nie chciał, jednak na to przyzwala dla okazania swojej chwały - która objawia się m. in. zasadami istniejącymi we wszechświecie. Ale to człowiek wybiera drogę zła, właśnie dlatego że nie ma relacji z Bogiem, ponieważ wybiera tą relację i Boga odrzucić. Jednak to człowiek właśnie dla chwały Boga został stworzony (Iz43). Wiele jeszcze rzeczy nie będziemy w stanie za życia doczesnego pojąć - nasze poznanie będzie cząstkowe. Ale najważniejsze i najbardziej potrzebne zawiera się w Biblii, i takie należy zaakceptować.
Odnośnie Pisma i "wystarczy zmiana zakresu ksiąg" - to nie da się ot tak tego zrobić, nie zaprzeczając świadectwom ich autetyczności jaką wystawili im pierwsi chrześcijanie tworzący Kościół. Więc nie jest to takie łatwe do wykonaia, nie zafałszowując przy tym historii. A jeszcze trudniej jest to osiągnąć z księgami Starego Testementu. Łatwo się stawia tezy, których poparcie to bardzo karkołomne przedsięwzięcie, jeżeli wogóle możliwe do wykonania.
Pielgrzym_diakon pisze:Dobrze, zdecydowanie zgadzam się z tym co piszesz. Ja też cały czas się uczę i Bóg pokazuje mi nowe przeczy w Piśmie.
Teraz chciałbym przejść do małej kwestii językowej. Po pierwsze nasz język jak też i każdy inny jest tylko narzędziem. A każde narzędzie może być używane dobrze, lub niepoprawnie. Osobiście jako adresat Twojej wiadomości czuję, że wierzymy w coś razem kiedy czytam pierwsze zdanie. Jednak drugie, które znalazło się po wersecie, wyklucza mnie z podmiotu tego zdania. Pomimo, że chcę, nie mogę utożsamić się z całym drugim zdaniem. Teraz krok po kroku postaram się Tobie pokazać w jaki sposób do tego dochodzi. Jako, że czytam, stwierdzenie: "Jeżeli czytasz i nie rozumiesz" daje mi jedną z dwóch opcji do wyboru. Albo mogę czytać i nie rozumieć, to opcja pierwsza, albo czytać i rozumieć, to opcja druga. Przeanalizuję obie.
Załóżmy, że czytam i nie rozumiem. Podajesz mi w takim razie radę. Jednak Twoja rada nie jest wypowiedziana w formie rady a w formie rozkazu, bowiem mam się modlić, mam prosić o zrozumienie. Forma nie rozkazująca i nie zmuszająca mnie do niczego brzmiałaby "możesz się modlić" i "możesz prosić o zrozumienie". Wtedy mógłbym się z nią utożsamić, bowiem pokazywałaby mi możliwości których do tej pory bym nie zauważał.
Drugą możliwością jest, że czytam i rozumiem. W takim wypadku druga część z radami nie odnosi się do mnie. Nie ja jestem adresatem tej wypowiedzi, tylko ktoś kto czyta i nie rozumie. Tak ja osobiście rozumiem treść którą próbujesz przekazać za pomocą naszego języka.
Ostatecznie, dla mnie forma której użyłeś wymaga abym przyjął Ciebie jako autorytet w wykładaniu Pisma, bądź też stwierdził że niepoprawnie mnie oceniłeś. Ewentualnie możemy nadal nie rozumieć słów, które wzajemnie piszemy. Drugiej opcji nie chcę zakładać, ponieważ ocenianie chcę oddać Bogu. Poza tym uważam, że z szerszego kontekstu rozmowy wynika, że nie chcesz mnie źle oceniać. Nie chcę również stawiać Ciebie nad sobą, ponieważ to ja sam jestem odpowiedzialny przed Bogiem za moje życie - zwłaszcza jeśli jestem świadom występowania tego zjawiska. Pozostaje mi więc stwierdzić, że po raz kolejny w inny sposób rozumiemy treści które kryją się za pisanymi przez nas słowami. Wybieram więc tą opcję i moim zdaniem tutaj znajduje się sedno problemu, który próbuję wytłumaczyć i unaocznić. Uważam, że pomimo, że próbujemy się zrozumieć, to przez niedodefiniowanie języka rozmijamy się w treściach. Osobiście z kolei mam odczucie, że moje prośba o dodefiniowanie, bądź też pytania które zadaję są odbierane jako sarkazm lub ironia.
Jeżeli wyrażam się poprawnie gramatycznie czy ortograficznie (w miarę) w tym samym języku co ty, to nie widzę powodu dla którego język mógłby być przeszkodą. Zresztą ludzie na codzień używają języka i dogadują się oraz rozumieją na wielu płaszczyznach prawidłowo, co jest dowodem, że język jako narzędzie do komunikacji i wspólnych relacji ludzi jest wystarczający. Dla przykładu, jeżeli lekarz wyda polecenie podania lekarstwa pielęgniarce i pacjęci nie umierają, to znaczy że się prawidłowo zrozumieli.
Jak w każdej rozmowie, jeżeli nie rozumiesz o czym ja mówię to pytasz się o inne wyjaśnienie i tak aż do skutku. Ewentualnie odpuszczasz z braku zrozumienia. Natomiast odnośnie Pisma, to ja wierzę że sam Bóg zatroszczył się o to by Słowo Boże było zrozumiałe dla każdego człowieka.
Nie wiem dlaczego tak komplikujesz najprostrze sprawy i nie ustawiaj hierarchii w naszej dyskusji, czy próbuj ustalać kto ma lepszy autorytet. Tylko drogą polemiki dochodzisz do zrozumienia i do ostatecznej prawdy. Niezależnie czy wypowiadam swoją radę w formie "rady" czy "rozkazu", instrukcję zrozumiałeś bo jest wypowiedziana w języku który rozumiesz i pod względem merytorycznym nie ma znaczenia jakiej formy użyłem. A jeżeli nie zrozumiałeś to pytasz się dokładnie o to czego nie rozumiesz.
A jeżeli nawet nie możesz kogoś zrozumieć od razu, to może zrozumiesz kiedy indziej. A może wyciągniesz jakąś lekcję w omawianym temacie, nawet jak nie otrzymasz wyczerpującej odpowiedzi.
Pielgrzym_diakon pisze:
Okej, rozumiem, że Ty miałeś z tym problem i dlatego to piszesz. Mam nadzieję, że będziesz w stanie się ze mną zgodzić, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami i to co dla Ciebie było problemem dla innego może nim nie być (i odwrotnie). Druga kwestia to to czy Bóg wymaga od nas czegoś po nawróceniu czy też nie wymaga. Mój Bóg niczego ode mnie nie wymaga. Ja ze względu na wdzięczność za to co On dla mnie zrobił kiedy jeszcze odwracałem się od Niego chcę opierać się na fundamencie, którym są zasady wiary. Dla mnie to czy chcę, czy muszę jest kluczową różnicą odróżniającą Chrześcijaństwo od pozostałych wierzeń. Co najwyżej mogę powiedzieć, że powinienem. Możliwe, że w takim zrozumieniu użyłeś słowa "musisz", jednak "musisz" stawia rozmówcę w niższej pozycji a przy użycie słowa "powinieneś" otwiera przestrzeń do dyskusji skąd taka powinność wynika.
Z twojego pierwszego postu wynikało, że jednak miałeś inne zdanie na temat "wiary" w porównaniu do opisu Biblijnego przyznając:
"Słowo "wiara" jest tak popularne i używane w wielu kontekstach. Nie wiem jak inni, ale ja niestety przez wiele lat życia znałem tylko jedną definicję - niepełna pewność. (...) Takiej wiary nie jestem w stanie już kupić. Kupiłem, zjadłem i zatrułem się."
Więc u mnie nazwałem to problemem, u ciebie jakkolwiek to nazwać pod względem definicji biblijnej jest to problematyczne i tylko w tym kontekście się wypowiedziałem.
Odnośnie wymogów Boga.
Nie chcę tutaj tworzyć jakiegoś "niezrozumiałego języka", więc postaram się jak najbardziej uprościć.
Czy odwrócenie się od swojego starego grzesznego życia nie jest wymogiem?
Bóg przede wszystkim wymaga od nas posłuszeństwa i tu posłużę się cytatem z jednego z powyższych źródeł:
Posłuszeństwo, którego oczekuje od nas Bóg, jest dobrowolną decyzją wypływającą z miłości. Każdy, kto ją podejmuje, przekona się, iż jest to sposób na nadanie głębokiego sensu swemu życiu.
"A umarł za wszystkich, aby ci, którzy żyją, już nie dla siebie samych żyli, lecz dla tego, który za nich umarł i został wzbudzony”.(2Kor5: 15)Wystarczy tylko szczerze uwierzyć, ale nie codziennie zdarza się komuś zaraz po nawróceniu umrzeć ja Łotr na krzyżu i trzeba być konsekwentnym w podjętej decyzji. Posłuszństwo wyrażasz na wielu płaszczyznach, Pismo mówi o posłuszeństwu Bogu i ludziom.
Po odrodzeniu nie stajesz się zaraz marionetką, którą steruje Duch Święty pełniąc już tylko same dobre uczynki. Nie wystarczy tylko chcieć, ale trzeba też wytrwać. Oczywiście nie jest to też przymus, decyzję podjąłeś sam i dobrowolnie, a z czasem Bóg uwalnia od potrzeb i pokus tego świata. Więc nie jest to takie jednoznaczne.
Pielgrzym_diakon pisze:Po raz kolejny czytając Twoje wypowiedzi mam dysonans. Z jednej strony tak jak wspominałem wcześniej szerszy kontekst rozmowy każe mi interpretować, że próbujemy się porozumieć. Te zdania z kolei stawiają mnie w poczuciu, że nie uważasz mnie za osobę zbawioną. Napisałeś do mnie tak, jakby moje zbawienie było dopiero przyszłym wydarzeniem. Przynajmniej w taki sposób rozumiem Twoje wypowiedzi. Piszę to żeby dać Tobie znać, że uważam, że poza Twoimi intencjami ważne jest również to jak druga osoba odbiera to co się do niej próbuje powiedzieć. Nieostrożnym słowem można bowiem zabić drugiego człowieka. Może nie zawsze całego, ale na pewno pasję. Czasem chęć do życia. Jest to również prosta droga do doprowadzenia drugiego człowieka do depresji.
Rzeczywiście z samej wypowiedzi mogło to tak sugerować i z góry przepraszam za nieporozumienie.
Odpowiedzi wyrwane z kontekstu, a w tym przypadku z kilku wypowiedzi w temacie jednego zagadnienia dały może takie wrażenie.
Ja pisałem o ważności poznania Słowa Bożego, bez tego nie poznamy woli Bożej, w kontekście osoby już nawróconej. Natomiast ty wspomniałeś o zastrzeżeniu, że trzeba to robić i sercem i czynem. Wydaje mi się, że osoba która podjęła decyzję zawierzenia Bogu, kieruje się już odpowiednią motywacją. Więc mój kolejny komentarz był tylko zdefiniowaniem jak wygląda ta motywacja wyrażana sercem i czynem - bezwarunkowe oddanie się Bogu w drodze nowonarodzenia. I nie było tam sugestii o braku twojego zbawienia. Zresztą i tak osądza to ostatecznie sam Bóg.
Pielgrzym_diakon pisze:Nie chcę brnąć w tą stronę tłumaczenia, ponieważ uważam że to ślepy zaułek. Ty posiadasz założenie, że ludziom wystarczy mówić wersety z Biblii a resztę należy zostawić w rękach Boga. Rozumiem ten punkt widzenia, ponieważ sam przez wiele lat dokładnie tak uważałem. Jednak nawet w nieożywionej elektronice którą codziennie programuję, czasem odnoszę wrażenie, że maszyny potrafią się lepiej komunikować niż ludzie. Poza samym podaniem informacji nadajnika do odbiornika używa się kodów weryfikujących poprawność przesłania informacji. Niektóre protokoły komunikacyjne są nawet bardziej rozbudowanie i posiadają również zapytania, odpowiedzi i potwierdzanie odbioru informacji. Wszystko ze względu na to, że dane które są wewnątrz komputera mogą zostać zakłócone. I dokładnie tak samo jest z językiem. Zrozumienie języka może zostać zakłócone na przykład środowiskiem, które do konkretnego słowa przypisuje szczególne znaczenie różne od ogólnego. Może więc warto wziąć przykład chociażby z komunikacji wewnątrz sprzętu elektronicznego?
Jeśli jednak ten przykład to za mało, to w Piśmie Świętym również znajduję upewnienie w tym, o czym właśnie próbuję opowiedzieć. Apostołowie pisali listy, w których dzielili się tym, co sami już zrozumieli. Jednak jeśli to jest za daleko, to sam nasz Pan, Jezus Chrystus, po zmartwychwstaniu tłumaczył uczniom Pisma. Można zarzucać, że to dopiero po zmartwychwstaniu, więc się nie liczy. Z mojego jednak zrozumienia chrztu wynika, że nasz chrzest jest publicznym przyznaniem się do śmierci dla swojego starego życia i zmartwychwstania do nowego.
Kończąc - nie wiem czy tym razem udało mi się w końcu przekazać moją wiadomość. Mam nadzieję, że tak. Jeśli jednak mielibyśmy dalej rozgrzebywać konflikt, którego moim osobistym zdaniem nie ma, to ja przeproszę za to, że nie umiem jeszcze wystarczająco dobrze się komunikować a następnie poduczę się w innych rozmowach i wrócę jak już lepiej będę układał myśli w słowa. Zanim jednak ten moment nastąpi zaczekam z moją decyzją aż będę się mógł potwierdzić która z wersji wydarzyła się po Twojej stronie.
Maszyny jednak też posługują się standardem który znają, w którym potrafią czytać i rozumieć, i tylko taki potrafią przetwarzać. W naszej rozmowie mamy również "standard" - język i dzięki temu możemy się dogadać.
Odnośnie intrepretacji, po przeprowadzeniu egzegezy Pisma z pewnością będziesz w stanie poprawnie je zintepretować. Zawsze może wyjść niezgodność, jednak na małym poziomie i mimo że one są, nie da się wyciagnąć kompletnie różnych rzeczy z Biblii, chyba że robisz to celowo i manipulujuesz.
Sytuacja o której wspominasz to nie tłumaczenie Pisma w kotekście braku jego zrumienia, tylko wskazanie w nim na Niego - więc język i komunikacja była, tak samo forma przekazu - tylko musieli zwrócić uwagę na elementy mówiące o Jezusie. Poza tym bardzo ważne jest też otrzymanie zrozumienia z bezpośredniego objawienia przez apostołów - a to jest czymś więcej niż tylko cztaniem ze zrozumieniem. Więc wszystko co zawiera Biblia się liczy.