Częściowo masz rację, ale zauważ taką sprawę. Polacy i też inne narody nie raz w historii zmuszeni byli emigrować. Nawet na dużą skalę (choćby do Ameryki "za chlebem"), ale nie jechały tam chordy młodych ludzi, z wypasionymi komórkami, laptopami, ubrani jak na bal i nie wprowadzali natychmiast swoich porządków i zasad. Jechały rodziny z jednym tobołkiem i cieszyli się miską strawy.
Sama przez 3 lata pracowałam za granicą, bo trzeba było studia córki opłacić, syn był nastolatkiem, a jak nie miałam nikogo. Jednak nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, aby swoje "porządki" i zasady narzucać ludziom, którzy byli z zupełnie innej bajki (jak dla mnie).
Jestem przeciwny generalizowaniu. Zawsze. To jest u mnie nadrzędna zasada.
Co do imigrantów, każdy przypadek jest inny, a co do hord... to dokładnie trzeba sprawdzić dane: kto, skąd - z naciskiem na te dwie opcje.
Polscy imigranci pochodzili z zupełnie innego kręgu kulturowego niż wielu imigrantów np. z Afryki.
Rozsądna integracja, nietworzenie gett umożliwiających życie w nowym świecie "po staremu", egzekwowanie prawa i nade wszystko edukacja i tworzenie perspektyw na normalne życie - to są rzeczy, które w przypadku imigracji zwłaszcza z obcych kulturowo Europie regionów świata muszą być brane pod uwagę i przestrzegane.
Jak jest? Nie zawsze szczęśliwie, a wielu nie mogących dać radę przystosować się, rezygnuje na rzecz radykalizmu, łącznie z utratą swojego życia i innych.
Edukacja i rozważna integracja.
I NIEGENERALIZOWANIE.
Tak myślę.