moja droga do Boga...

W tym miejscu dzielimy się świadectwami działania Bożej łaski a także przemyśleniami nt. Słowa Bożego w celu zbudowania wiary innych.
Norbi
Posty: 8516
Rejestracja: 02 mar 2009, 23:08
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Newcastle upon Tyne
Gender: None specified
Kontaktowanie:

moja droga do Boga...

Postautor: Norbi » 02 mar 2009, 23:35

Witam.


Chciałbym na początku w skrócie napisać jak sobie żyłem nim poznałem Boga i jak do tego poznania doszło.

Otóż, pochodzę z rodziny katolickiej. Tylko, że w moim przypadku owy katolicyzm polegał głównie na tym, że biegałem co niedziele na msze bo tego oczekiwała ode mnie rodzina.
Po prostu taka była tradycja z którą nie wolno było dyskutować, tylko trzeba było praktykować i tyle.
Ja w żaden szczególny ani nawet mniej szczególny sposób nie wierzyłem w te rzeczy.

No zwyczajnie, byłem sobie takim małym cholernym hipokrytą, który mimo, że zaliczył wszystkie możliwe katolickie sakramenty to tak naprawdę miał głęboko w d.... ten cały kościół...
Chociaż... Gdzieś w głębi serca jakby czułem, że gdzieś jest jakiś Bóg, lecz nie aż tak, by zastanawiać się jakoś "głębiej"

To tyle o wierze...

Teraz napiszę w skrócie na czym polegało moje życie poza kościelne :-)

I tu był niestety niezły syf...
Mój "wspaniały" tryb życia prowadził mnie malutkimi krokami do śmierci...
Oczywiście taki wniosek to wyciągam dopiero teraz, po nawróceniu bo wtedy wydawało mi się wszystko fajne.

Generalnie głównymi grzechami było między innymi to, że uwielbiałem kobiety, seks i wszystko co z tym związane.
Moją życiową pasją stało się w pewnym momencie zdobywanie i uwodzenie kobiet.
Nie ważne było czy panna, czy mężatka.....
Im więcej chorych romansów, komplementów wyrażanych przez zaspokajane kochanki, tym odczuwałem większe poczucie wartości.

Do tego, uwielbiałem zabawę i wypijać gigantyczne ilości alkoholu.
Domowe imprezki, zakrapiane ogromnymi ilościami wódki, wyjścia do knajp, dyskotek...
To było to co towarzyszyło mi od czternastego roku życia.

O dziwo, po kilkunastu latach dość intensywnego chlania, nie uzależniłem się od alkoholu. A dziwne to bo większość moich ówczesnych współtowarzyszy stawało się degeneratami w między czasie, a ja jakoś "trzymałem fason"....

I tak sobie żyłem długi czas...

Blisko momentu poznania Boga byłem już trochę zmęczony stylem życia.
Postanowiłem się ustabilizować i angażowałem się już w związki trwalsze....

Ostatnim z nich był związek z kobietą "po przejściach".
Mieszkałem u niej, miała 30 lat 2 dzieci, których ojciec siedział w więzieniu.

Był narkomanem i dilerem. Mając 32 lata, przesiedział w więzieniu już 8 lat.
Oficjalna wersja (dla mnie) była taka, że oni już dawno rozstali się- tak od niej usłyszałem.
I tak sobie żyliśmy, dobrych kilka miesięcy........

W pewnej chwili poznałem jej brata. Okazało się, że należy od Jakiejś wspólnoty kościelnej w moim mieście.
Sympatyczny gość więc i sporo rozmawialiśmy.

Zaczął mówić mi coś, że Bóg istnieje, Biblia itp....
I tak mówił o tym Bogu i mówił, że zacząłem go w końcu słuchać...
Ale to nie powodowało żadnej przemiany u mnie.

Pewnego dnia znów do mnie przyszedł i powiedział, że zaprasza mnie na nabożeństwo...
Szczerze mówiąc nie wiedziałem co to jest, to nabożeństwo, ale poszedłem z ciekawości.
No doznałem małego szoku, bo nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widziałem i nie wiedziałem co mam o tym myśleć...

Ci ludzie podczas uwielbienia........
Tańczący, wydający dziwne dźwięki... Pomyślałem- niezłe czuby! hehe...

Kilka dni później znowu przyszedł do mnie jej brat i powiedział, że mamy zaproszenie do pewnych ludzi na kawę i ciasto....
Dziwne to było, ale i tak nie miałem nic do roboty więc poszedłem...
Tymi ludźmi okazało się pewne małżeństwo w średnim wieku.

Opowiadali oni nam tam o Bogu, powiedzieli ewangelie w sposób dla mnie zrozumiały (świadectwo przemiany wewnętrznej i z jakich tarapatów ich Bóg wyciągnął), dużo mówili jak to Bóg działa w ich życiu.

Byłem w szoku! ( pozytywnie), to wszystko mi się wydawało zbyt proste, by mogło być prawdziwe.
Później mówili jak to mnie Jezus kocha miłością bezwarunkową i jak bardzo mu zależy na tym bym oddał Jemu swoje życie...
Sam nie wiem jak to się wtedy stało, ale uwierzyłem!!! I cieszyłem się z tego jak głupi!

Tego wieczoru pomodliłem się z nimi i oddałem swe życie Jezusowi.
Czułem się wspaniale, pokój w sercu był taki, że chciałem by trwał wiecznie...

Ale to wspaniałe uczucie nie trwało długo, bo zaczęła się jaaaaaazda!!!!
Konkretnie to z tą moją kobietą u której mieszkałem.
Im bardziej zbliżałem się do Boga, tym bardziej psuło się między nami...

W pewnym momencie, to już się zrobił mały koszmar..
Wtedy Staszek (ten co się ze mną wtedy modlił, powiedział mi coś w stylu- "musisz wybrać, możesz być dalej z nią, a wtedy prawdopodobnie odejdziesz od Boga i czeka Cię śmierć prędzej lub później, a możesz być z Bogiem i żyć"

Te słowa potrząsnęły mną, nie chciałem czegoś takiego usłyszeć...
Było mi cholernie ciężko, ale zdecydowałem postawić na Boga!
Patrząc teraz z perspektywy czasu i tego co się później wydarzyło, aż do dnia dzisiejszego, to wiem, że była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu!

No i rozstaliśmy się.
Musiałem wynosić się natychmiast, a nie miałem dokąd pójść.
Jej brat zaproponował mi ,że mogę na trochę wprowadzić się do niego, do czasu aż czegoś nie znajdę.

Po upływie kilku dni okazało się, że wyszedł z więzienia facet mojej byłej kobiety.
Piszę, że był to jej facet, bo później wyszło, że ona mnie okłamała i nigdy nie rozstali się tak naprawdę, a bynajmniej on nic o tym nie wiedział.

Pewnego wieczoru około godziny 23 zadzwonił on do mnie.
Powiedział, że ma bardzo poważne kłopoty, że potrzebuje mojej pomocy i że chce się ze mną spotkać.
Chciałem umówić się z nim na drugi dzień, ale on nalegał, że to ważne i nie może czekać.
Zgodziłem się.

Umówiliśmy się za 30 minut, na parkingu pod biblioteką w centrum miasta.
Kiedy tam szedłem, coś wewnątrz mi mówiło, że mam uciekać... Nie rozumiałem tego głosu i zlekceważyłem go.
Kiedy doszedłem, stało czarne BMW, a w nim 2 osoby. To był on.

Wyszedł, zaczęliśmy chwilkę rozmawiać, po czym nagle wyskoczył drugi z pistoletem i wepchnęli mnie do samochodu.
Jechaliśmy gdzieś za miasto, dość długo.
Mówił, że jedzie mnie zabić bo "rucha... jego kobietę". Był strasznie pobudzony, pewnie coś wcześniej zażył.

W czasie drogi byłem sparaliżowany strachem, on cały czas wyzywał mnie i nakręcał się co raz bardziej.
W końcu wjechaliśmy gdzieś w las, jechaliśmy jakieś 2 kilometry w głąb...
Wywlekli mnie z samochodu, ja nawet nie próbowałem bronić się.

Jego kumpel trzymał mi pistolet przy głowie, on miał kij bejsbolowy. Kazał mi klęknąć i pochylić głowę. Zrobiłem to, mając wciąż nadzieję, że on może żartuje.
W pewnym momencie dostrzegłem kątem oka, że bierze pełny zamach kijem. No i dostałem.

Rąbnął mnie z całej siły w tył głowy. Był trzask, że myślałem, że mi czaszka pękła...
Odbiłem się od ściółki, zamroczyło mnie totalnie ale nie straciłem przytomności. Leżałem tak w bezruchu.
Wtedy usłyszałem- " przynieś saperkę, bo ta ku... zdechła"- to zdanie rozwiało moje wątpliwości i wiedziałem, że on faktycznie chce mnie zabić.
Jęknąłem wtedy jakoś chyba- "Jezu ratuj.."- jakoś tak.

Wiedziałem, że jeśli nie stanie się za chwile coś nadzwyczajnego, to zaraz umrę, a raczej...
Wiedziałem, że za chwile umrę... Brrr... ohydne to uczucie...
Kiedy zorientowali się, że ja jeszcze żyję, zabrali się za dobijanie.

Obrywałem kijem, metalową rurką, kulą bilardową, próbowali wydłubać mi oczy....
I wtedy stało się coś dziwnego...
Ja zacząłem się podnosić!

Biorąc pod uwagę fakt, że lało mnie 2 potężnych facetów, było to czymś nieprawdopodobnym.
To była jakaś ponad naturalna siła!!! Im mocniej obrywałem, tym szybciej podnosiłem się... Zaczęli na mnie dziwnie patrzeć.
Wtedy powiedziałem do swojego głównego oprawcy- błagam, nie zabijaj mnie. I chyba- Jezu pomóż błagam...

Nagle przestał, a mój telefon zaczął dzwonić jak oszalały. Zabrał mi go i rozłączał, ale on wciąż dzwonił... chyba z 10 razy. Później zaczął odbierać mój telefon, ale nikt się nie odzywał, po czym telefon znów dzwonił i dzwonił...
To go totalnie zdezorientowało zaczął chyba myśleć i nagle stwierdził- "wsiadaj jedziemy"- wtedy telefon przestał dzwonić.

I wiesz gdzie mnie zawieźli?
Pod dom w którym mieszkałem!!! Po prostu, nagle przerwali bicie mnie, wsadzili w samochód i zawieźli do domu!!!
Sprawdzałem później mój telefon, bo chciałem wiedzieć, kto tak do mnie wydzwaniał po nocy...
Numer zastrzeżony...

Była to zupełnie nowa karta z numerem i znało go oprócz raptem kilku moich znajomy.

Po pewnym czasie postanowiłem zapytać każdego z nich o ten telefon.
Okazało się, że nikt z nich do mnie wtedy nie dzwonił, ani nie podawali nikomu mojego numeru!
Z tego wywnioskowałem, że wtedy w lesie, to Bóg mnie uratował od śmierci.

To tyle z wydarzeń, związanych bezpośrednio z okresem mojego nowego narodzenia...

Pozdrawiam serdecznie.


Awatar użytkownika
Blaith
Posty: 673
Rejestracja: 29 sty 2008, 15:23
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Blaith » 03 mar 2009, 10:24

Marcusie, a jak dawno to było jeśli można spytać? i jak Twoje życie z Bogiem teraz wygląda?


Norbi
Posty: 8516
Rejestracja: 02 mar 2009, 23:08
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Newcastle upon Tyne
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Norbi » 03 mar 2009, 12:07

Metamorphosis pisze:Pamiętaj, że Bóg działa również poprzez innych ludzi.
Chyba nie próbujesz interpretować swojego zdarzenia tak, że to Pan Bóg do Ciebie dzwonił? ;-)


Witaj Metamorphosis.

Zapewne wiesz, że Bóg może działać na różne sposoby. Jak sam napisałeś- poprzez ludzi, ale także w inny, ponad naturalny sposób.
Ja napisałem, że nie wiem kto wtedy do mnie dzwonił, jednak widzę w tym WYRAŹNIE działanie Boga.
A świadectwo to umieściłem "ku wzajemnemu zbudowaniu" jak sugeruje dział... :-)

Blaith,

Oczywiście, że można zapytać ;-) Działo się to ponad 4 lata temu.
Jak teraz wygląda moje życie z Bogiem?
Żeby na to dobrze odpowiedzieć musiałbym chyba napisać kolejne, obszerne świadectwo.
Ale na to w tej chwili nie mam za bardzo czasu...
Niemniej, jeśli interesuje Cię coś szczególnego w mniej ogólnym zakresie, to chętnie odpowiem.


Awatar użytkownika
Blaith
Posty: 673
Rejestracja: 29 sty 2008, 15:23
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Blaith » 03 mar 2009, 12:20

chodziło mi najbardziej o społeczność z wierzącymi i zmiany jakie u siebie zauważyłeś od 'tamtego' czasu :)


Norbi
Posty: 8516
Rejestracja: 02 mar 2009, 23:08
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Newcastle upon Tyne
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Norbi » 03 mar 2009, 13:46

Blaith pisze:chodziło mi najbardziej o społeczność z wierzącymi i zmiany jakie u siebie zauważyłeś od 'tamtego' czasu :)


Czyli pytasz o przemianę wewnętrzną... I tu można właśnie najwięcej pisać :-D
W skrócie:
Ja bym raczej zapytał, jakie zmiany zauważyło otoczenie, bo samego siebie to ciężko jest obiektywnie oceniać ;-)
Powiem tak- zmieniło się dosłownie wszystko... styl życia, znajomi, priorytety, wartości, sposób myślenia itd, itp... To był proces, który z resztą wciąż trwa i będzie trwał do końca życia.
Otoczenie zareagowało różnie, ale generalnie to większość odwróciła się lub "patrzy" podejrzanie "co mi się stało" :-)
Co poza tym? Myślę, że samo "wyjdzie" w trakcie mojej ewentualnej przyszłej dyskusji na tym forum.
Napisałem tutaj to świadectwo ponieważ zachęcała mnie do tego [do opublikowania gdzie się da] znana wam Axanna.
Przeczytała je kiedyś i powiedziała mi, że powinienem dzielić się tym z innymi bo warto. Byłem bardzo zaskoczony, że tak to ktoś odbiera... Ale posłuchałem no i umieszczam w różnych miejscach i reakcje też są przeróżne ;-)

Czy mam społeczność z wierzącymi? Tak, mam :-) jako brat, uczeń, nauczyciel...


Awatar użytkownika
fantomik
Posty: 15800
Rejestracja: 20 sty 2008, 15:54
wyznanie: Inne ewangeliczne
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: fantomik » 03 mar 2009, 13:50

Pozdrów naszą Siostrę! :) oraz Witaj! :)

Pozdrawiam,
f.


"Cóż zatem Ateny mają wspólnego z Jerozolimą? Cóż Akademia z Kościołem? Cóż heretycy z chrześcijanami?" — Tertulian
"...ilość nieprawdziwych informacji na temat teologii Kalwina jakie zostały podane jest wystarczająca aby wielokrotnie udowodnić jego doktrynę totalnej deprawacji!" — J.I. Packer
"Take a quiet moment to yourself today. Read a book. Sip a latte. Look out the window. (Then do the same thing, every single day, for the rest of your life.)" — Susan Cain
Nehemiah 8:10: I rzekł im Nehemiasz: Idźcie, spożywajcie potrawy świąteczne i pijcie napoje słodkie - poślijcie też porcje temu, który nic gotowego nie ma: albowiem poświęcony jest ten dzień Panu naszemu. A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją.
Norbi
Posty: 8516
Rejestracja: 02 mar 2009, 23:08
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Newcastle upon Tyne
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Norbi » 03 mar 2009, 15:21

fantomik pisze:Pozdrów naszą Siostrę! :) oraz Witaj! :)

Pozdrawiam,
f.


Witaj!

Przekazałem. Ucieszyła się i mówi, żebym pozdrowił was od niej serdecznie, więc... Pozdrawiam :-D


Awatar użytkownika
fantomik
Posty: 15800
Rejestracja: 20 sty 2008, 15:54
wyznanie: Inne ewangeliczne
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: fantomik » 03 mar 2009, 15:21

Dzięki! :)


"Cóż zatem Ateny mają wspólnego z Jerozolimą? Cóż Akademia z Kościołem? Cóż heretycy z chrześcijanami?" — Tertulian
"...ilość nieprawdziwych informacji na temat teologii Kalwina jakie zostały podane jest wystarczająca aby wielokrotnie udowodnić jego doktrynę totalnej deprawacji!" — J.I. Packer
"Take a quiet moment to yourself today. Read a book. Sip a latte. Look out the window. (Then do the same thing, every single day, for the rest of your life.)" — Susan Cain
Nehemiah 8:10: I rzekł im Nehemiasz: Idźcie, spożywajcie potrawy świąteczne i pijcie napoje słodkie - poślijcie też porcje temu, który nic gotowego nie ma: albowiem poświęcony jest ten dzień Panu naszemu. A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją.
Garnett
Posty: 316
Rejestracja: 26 kwie 2008, 19:45
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: Garnett » 05 mar 2009, 13:35

Fajne świadectwo, dziękuję za podzielenie się nim :)


Basic
Information
Before
Leaving
Earth
sibela
Posty: 1033
Rejestracja: 07 wrz 2008, 17:16
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Dolna Bawaria
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: sibela » 05 mar 2009, 20:51

Blaith pisze:Marcusie, a jak dawno to było jeśli można spytać? i jak Twoje życie z Bogiem teraz wygląda?

mi tez sie to pytanie nasunelo zaraz po przeczytaniu Twojego swiadectwa ale widze juz, ze odpowiedz tez jest :)
witaj bracie, ciesze sie, ze Bog Cie odnalazl


Niektórzy modlą się o całą beczkę, a nadstawiają kubek.

Wróć do „Świadectwa, rozważania, nauczania ... ku wzajemnemu zbudowaniu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości