Alkhilion pisze:Nie jestem zwolennikiem symbolizmu, bo zawsze ryzykujemy przerostem formy nad treścią i popadnięciem w religianctwo. Z drugiej strony Jezus sam posługiwał się symbolami, więc kwestia wydaje się być otwarta.
Czym innym są wino i chleb jeśli nie symbolami? Czy nie jest tak, że chrześcijan systematycznie oducza się rozpoznawania i rozumienia symboli? Spłycania ich, marginalizowania, trywializowania? Też nie jestem zwolennikiem jakiegoś symbolizmu i religianctwa, ale ostatnio uświadomiłem sobie jak bardzo różni się nasze post-oświeceniowe zracjonalizowane i zindywidualizowane chrześcijaństwo od jego pierwotnej realizacji we wczesnym Kościele właśnie pod względem użycia np. symbolu (w formie frazy, gestu, struktury zachowania itp.).
Alkhilion pisze:Można tak powiedzieć. Jeśli słowo nie jest rozważane, to trafia w próżnię i marnujemy tylko czas. Dlatego właśnie pochwalam wymierającą dziś posługę kantora (zastąpionego przez lidera uwielbienia, co nie było chyba dobrym pomysłem)
Hm, dlaczego wspominasz kantora? Bo nie do końca rozumiem jego związek z rozważaniem słowa w opozycji do lidera uwielbienia.
Z tym rozważaniem np. psalmu chodzi mi o coś takiego: czy na każdym kroku niezbędne jest studium wszelkiego tekstu, czy też istnieje możliwość podejścia do tekstu jako wydarzenia, ekspresji, czegoś co łączy wypowiadających/śpiewających tekst i kieruje ku Bogu?
Alkhilion pisze:Opis ostatniej wieczerzy z Ew. wg Mateusza zawiera wszystkie te cztery elementy- modlitwę, podzielenie się Eucharystią podczas Wieczerzy, wykład nauki i śpiewanie hymnu.
Ok, dzięki Choć jeśli to ma być wzór, to prawie nigdzie się go nie realizuje (chyba że raz na miesiąc albo kwartał albo jeszcze rzadziej).
fantomik pisze:Więc jeśli jedni rozumieją chrystocentryczność danej formy liturgii i pobudza ona ich serca ku Bogu to jest to dla nich właściwa forma liturgii moim zdaniem. Dla innych inna będzie właściwa
Czyli w gruncie rzeczy liturgia ma być antropocentryczna? Atraktywna ("pociągająca") względem wierzącego a nie formatywna ("kształtująca")?
fantomik pisze:a jeszcze zapewne znajdą się i tacy, że żadna ich serc pobudzać nie będzie, ale to temat na osobną dyskusje
Jak bardzo osobną? Z chęcią bym przeczytał więcej o tym, co masz na myśli.
Co do mnie, to uważałem, że liturgia wszelka jest zła. Kojarzyła mi się przede wszystkim ze skostnieniem i niespontanicznością (skrępowaniem?). Jednak ostatnio chyba zmieniam zdanie w wyniku studium Biblii, historii i obserwacji współczesnych zjawisk. Uderza mnie niskie pojmowanie (ang. low view - nie wiem jak to oddać po polsku) Kościoła wśród ewangelicznych chrz., a właściwie coraz niższe, zakrawające na stowarzyszenie indywiduów, którym akurat jest po drodze. Brak wspólnoty, facebookizacja stosunków, ipadyzacja poznawania Słowa. W związku z tym zaczynam się skłaniać ku liturgii z dwiema równowartościowymi częściami skupionymi wokół Słowa (czytanie, kazanie, modlitwy, pieśni) i wokół wspólnoty (kielich i chleb, dziękczynienie, posiłek, przebywanie ze sobą). Prawda jest taka, że każda liturgia ma wpływ formujący na uczestników i bardzo martwiące jest, jakich ludzi formuje liturgia zbudowana wokół wierzącego-klienta, który przychodzi posłuchać dobrego kazania i pośpiewać ulubione ale coraz głupsze pieśni. Sensowna wydała mi się też idea przygotowania starannych, przemyślanych modlitw osadzonych mocno w Piśmie, spójnych teologicznie, które ktoś mógłby wypowiadać na zgromadzeniu w imieniu społeczności - nie w zastępstwie dla spontanicznej modlitwy wiernych, ale dla nadania tonu całej modlitwie jak również dla kształtowania w braciach coraz wyższego i ułożonego pojęcia modlitwy. Nie chodzi mi o liturgię, jako o wyreżyserowane przedstawienie (szczerze powiedziawszy współczesne nabożeństwa choć odżegnują się od liturgii, miewają znacznie więcej wspólnego z przedstawieniem dla ludu), ale wspólne spotkanie przed Bogiem i z Bogiem w Jezusie Chrystusie, zbudowane na Słowie i wcielające Słowo we wspólnocie odkupionych dzieci Bożych.
Pewnie bujam w obłokach...