Orion2 pisze:Orion2 napisał/a:
Dla mnie tacy ludzie są żywym dowodem że religijność jest czymś martwym, bo gdyby ci ludzie znali Żywego Boga i Jezusa Chrystusa (a nie tzw Chrystusa Eucharystycznego) to widać byłoby w ich życiu owoce i przemienione życie....
Jezus w "Dzienniczku" s. Faustyny mówił, że są dusze, które traktują Jego ciało jak coś martwego, do których w Komunii przychodzi jakby (żeby nie było zaraz coś o ponawianiu ofiary) na nową Kalwarię. Czy one znają tego Jezusa? No cóż, ja osobiście wątpię.
Ale ten sam "Jezus" ( a raczej istota podająca się za niego) powiedział że "ludzie którzy będą czcić ten obraz, otrzymają wiele łask" (chodziło o znany wizerunek "Jezu ufam tobie"). Dlatego dla mnie nie jest to coś wiarygodnego (bo czy Jezus, jakiego widzimy na kartach Biblii, który był w doskonałej jedności z Ojcem powiedziałby coś, co zaprzeczałoby słowom Ojca, który wyraźnie powiedział "Nie uczynisz sobie żadnego obrazu ani rzeźby, nie będziesz się im kłaniał ani służył")
O kulcie obrazów chętnie porozmawiałbym w jakimś oddzielnym temacie i najlepiej od razu razem z sakramentaliami. Sama wypowiedź odczytywana literalnie jest heretycka. Co nie zmienia faktu, że została dana s. Faustynie - katoliczce, a Dzienniczek jest raczej przeznaczony dla katolików - na pierwszych stronach czyściec się przewija dosyć często. A katolik czytając to, przeczyta tam co innego - jest to zwyczajny, popularny skrót myślowy, który w środowiskach katolickich oznacza kult Boga "przez obraz". Co nie zmienia faktu, że też uważam, że to co widziała Faustyna było nieco protestanckie - ale to zapewne dlatego, że nie znam zbyt dobrze protestantyzmu.
Tak czy inaczej, owoce "Dzienniczka" w moim przypadku były "protestanckie" - drastyczne zmniejszenie kultu świętych, większa ufność Bogu, zamiast traktowania Go jak kogoś może nie strasznego, ale... nie umiem tego określić. W każdym razie, "Dzienniczek" chociaż jest mocno zakorzeniony w katolicyzmie, to przeciąga ludzi w stronę protestantyzmu. Dzieje się tak głównie dlatego, że często kult świętych u katolików jest po prostu chory i obserwując to co Bóg nam daje, dochodzę powoli do wniosku, że jednym z głównych powodów tego, że pojawiają się "cudowne" obrazy, nowi święci i sakramentalia oraz modlitwy z którymi są związane obietnice jest to, że człowiek często dzisiaj nie ufa wystarczająco Bogu, a przez swoją nieufność, odmawia Bogu możliwości działania - wygląda to w efekcie tak, jakby kreował sobie Boga zgodnie ze swoimi wyobrażeniami. Bóg zaś, żebyśmy Mu w końcu zaufali, dyktuje s. Faustynie słowa o swoim Miłosierdziu, a poza tym - ciągle przywiązuje obietnice do modlitw, sakramentaliów, obrazów i czyni cuda. Moim zdaniem przez te "środki" człowiek zaczyna w końcu do Boga docierać, zaczyna Mu ufać, a jak Mu się już zaufa, to On dalej zadba, żeby ta ufność jeszcze wzrosła. Chore jest tylko, jeśli uważa się, że to sakramentalia (to chyba najczęściej, bo ludzie często mają "doświadczenie" z talizmanami i tak potem traktują sakramentalia), obrazy (to się raczej nie zdarza), albo święci osobiście (hmm. nie mogę mieć pewności, w jakim stopniu są tutaj odstępstwa), lub aniołowie sami czynią cuda.