Poczucie wyalienowania - nie wiem, gdzie szukać pomocy
: 20 lip 2018, 17:46
Moim problemem jest to, że w zasadzie nie wiem, po co Bóg mnie stworzył. Czuję się totalnie wyalienowana, nikomu nie potrzebna. Od jakichś dwóch lat mam depresję... Korzystałam już z pomocy psychologa, psychiatry, terapeuty... Najsmutniejsze jest to, że na mój stan mieli też wpływ niektórzy chrześcijanie. Nie chcę jednak pisać o tym zbyt szczegółowo, bo może zdarzyć się tak, że ta osoba przypadkiem wejdzie na to forum i dowie się o moich zarzutach wobec niej - w końcu nie jestem tutaj do końca anonimowa, są tutaj osoby, które mnie znają...
Ostatnio zastanawiałam się, czy mam w ogóle jakiekolwiek talenty. Naprawdę to nie jest tak, że się nie staram. Był czas, że całkiem sporo robiłam w moim kościele. Prowadziłam raz w miesiącu szkółkę niedzielną, pomagałam przez jakiś czas w służbie wśród obcokrajowców, ucząc ich języka polskiego. Ale w niczym się nie mogłam odnaleźć, to wszystko kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku. Kiedyś na spotkaniu modlitewnym pastor zapytał mnie, jaką widzę swoją rolę w kościele. Powiedziałam szczerze, że nie widzę niczego takiego dla siebie. Nie mam ani zdolności muzycznych, ani technicznych, ani rolniczych (niektórzy np. zajmują się zielenią), ani przywódczych... Jedyne, co potrafię, to wspierać osoby, które mają się podobnie źle jak ja (ale czasem ich problemy tylko mnie jeszcze bardziej przytłaczają, więc na dłuższą metę to też odpada).
Problem też jest u mnie ze znalezieniem pracy na stałe. Jak na razie jedyną ofertą, jaką teraz rozważam, jest umowa zlecenie na bardzo słabych warunkach - nie dłużej niż na trzy miesiące i nie więcej niż za połowę minimalnej krajowej. Chcę wierzyć, że Bóg ma dla mnie jeszcze coś lepszego, ale jeśli nic innego się nie znajdzie, to chyba nie będę miała wyjścia.
Gdzie mam szukać pomocy? Miejsca dla siebie? Smutne jest to, że nie mogę już wejść z żadnej normalny związek. Nie wiem, dlaczego tak musi być, ale zawsze trafiam na niewłaściwych mężczyzn. Jakiś czas temu zakończyłam relację z pewnym chłopakiem, po tym jak usłyszałam od pastora, że powinnam z nim zerwać, jeśli nie chcę sobie zniszczyć życia. Dosyć ostra opinia, ale prawda jest, że pewne rzeczy w tej relacji rzeczywiście były dla mnie nie do udźwignięcia.
Dziękuję Bogu, że przynajmniej jest chociaż kilka osób, które mnie wspierają i widzą we mnie coś dobrego. Możliwe, że szukam w niewłaściwych miejscach albo w niewłaściwy sposób. Jak w takim razie szukać? Jak odnaleźć drogę dla siebie? Czego Bóg chce ode mnie?
Proszę - pomóżcie...
Ostatnio zastanawiałam się, czy mam w ogóle jakiekolwiek talenty. Naprawdę to nie jest tak, że się nie staram. Był czas, że całkiem sporo robiłam w moim kościele. Prowadziłam raz w miesiącu szkółkę niedzielną, pomagałam przez jakiś czas w służbie wśród obcokrajowców, ucząc ich języka polskiego. Ale w niczym się nie mogłam odnaleźć, to wszystko kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku. Kiedyś na spotkaniu modlitewnym pastor zapytał mnie, jaką widzę swoją rolę w kościele. Powiedziałam szczerze, że nie widzę niczego takiego dla siebie. Nie mam ani zdolności muzycznych, ani technicznych, ani rolniczych (niektórzy np. zajmują się zielenią), ani przywódczych... Jedyne, co potrafię, to wspierać osoby, które mają się podobnie źle jak ja (ale czasem ich problemy tylko mnie jeszcze bardziej przytłaczają, więc na dłuższą metę to też odpada).
Problem też jest u mnie ze znalezieniem pracy na stałe. Jak na razie jedyną ofertą, jaką teraz rozważam, jest umowa zlecenie na bardzo słabych warunkach - nie dłużej niż na trzy miesiące i nie więcej niż za połowę minimalnej krajowej. Chcę wierzyć, że Bóg ma dla mnie jeszcze coś lepszego, ale jeśli nic innego się nie znajdzie, to chyba nie będę miała wyjścia.
Gdzie mam szukać pomocy? Miejsca dla siebie? Smutne jest to, że nie mogę już wejść z żadnej normalny związek. Nie wiem, dlaczego tak musi być, ale zawsze trafiam na niewłaściwych mężczyzn. Jakiś czas temu zakończyłam relację z pewnym chłopakiem, po tym jak usłyszałam od pastora, że powinnam z nim zerwać, jeśli nie chcę sobie zniszczyć życia. Dosyć ostra opinia, ale prawda jest, że pewne rzeczy w tej relacji rzeczywiście były dla mnie nie do udźwignięcia.
Dziękuję Bogu, że przynajmniej jest chociaż kilka osób, które mnie wspierają i widzą we mnie coś dobrego. Możliwe, że szukam w niewłaściwych miejscach albo w niewłaściwy sposób. Jak w takim razie szukać? Jak odnaleźć drogę dla siebie? Czego Bóg chce ode mnie?
Proszę - pomóżcie...