Ewangeliczny papież? Analiza artykułu Mateusza Wicharego
: 03 lis 2018, 08:28
Mam kilka pytań do tekstu prezbitera naczelnego KChB Mateusza Wicharego.
1. Czy zgadzacie się z opinią przytoczonych przywódców religijnych, że papież Franciszek jest zbawionym chrześcijaninem?
2. Czy zgadzacie się z tekstem, który pogrubiłem na końcu, że należy życzyć Franciszkowi, aby mądrze prowadził Kościół katolicki?
3. Czy waszym zdaniem Kościól katolicki jest kościołem chrześcijańskim?
P.S. Przypominam, że Reformatorzy modlili się o zniszczenie tego kościoła, a nie o błogosławieństwo dla niego.
Ewangeliczny papież?
M. Wichary
Kim jest Franciszek? I co z tego dla nas wynika? Pierwsze sygnały wydają się wyjątkowo napawające optymizmem i nadzieją.
Dzień po wyborze papieża mój znajomy z Argentyny (znany również Czytelnikom Słowa Prawdy z świadectwa w cyklu „Z czterech stron świata”), pastor Christian Franco przesłał mi swoje z nim zdjęcie (powyżej), jeszcze z czasów kardynalskich, z komentarzem, że dał się poznać jako osoba duchowo odrodzona i współpracująca w Buenos Aires z kościołami ewangelicznymi. Podobnie uważa pastor dr Norberto Saracco, znany ewangelikalny przywódca z Argentyny oraz Dr. Geoff Tunnicliffe, Sekretarz Generalny Świateowego Aliansu Ewangelicznego (World Evangelical Alliance) oraz pochodzący z Argentyny znany ewangelista Loius Palau, który zna go od lat 80 i uważa za bliskiego znajomego, tak go opisując: „Zawsze, gdy modlimy się razem prosi: połóż na mnie swe ręce i módl się, aby Bóg dał mi pozostać sługą. Franciszek szanuje wszystkie tradycje chrześcijańskie.”
Właśnie – znamienne jest imię, które wybrał – jako pierwszy w historii papież widzi się kontynuatorem Franciszka z Asyżu. Prostota jest widoczna nawet w rezygnacji z numeru – jest Franciszkiem, a nie Franciszkiem I. Znamienne są również pewne szczegóły podczas pierwszej audiencji generalnej. Jako symboliczne zachowania wskazuje się pokłonienie się zgromadzonym, bardzo skromny ubiór, odmówienie przejazdu limuzyną (wybrał autokar, którym przyjechali wszyscy kardynałowie), osobisty powrót do hotelu, gdzie się zatrzymał, aby uiścić należność za pokój i wziąć swe bagaże, przywitanie się z 100.000 tłumem zwykłym „dobry wieczór” i pożegnanie słowami „dobranoc i dobrego odpoczynku.” Owa niechęć do sztucznych form wydaje się czymś, co mamy wspólnego.
Podobnie pierwsze kazanie, które poza odwołaniem do Madonny na sam koniec, mogłoby zostać wygłoszone w którymś z naszych zborów. Mówiąc o skale, na której zbudowany jest Kościół, wskazywał na „kamień węgielny” – czyli samego Chrystusa, nie wspominając nic o rzekomej piotrowej opoce: „Budować. Budować Kościół na skale. Skała to coś twardego. Ale chodzi o skały żywe. Budować Kościół – Oblubienicę Chrystusa – na tym kamieniu węgielnym.” Dalsza część owego inauguracyjnego kazania, które – znów, w naszym stylu –nie zostało odczytane z kartki, podkreśla rolę Chrystusa jeszcze bardziej: „Możemy wędrować ile chcemy, możemy budować wiele rzeczy, ale jeżeli nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, to sprawy nie idą dobrze. Stajemy się pełną współczucia organizacją non-profit, a nie Oblubienicą Chrystusa. Jeżeli nie idzie się do przodu, to się cofa. Jeżeli nie buduje się na skale, to co się dzieje? To samo, co dokonuje się, kiedy dzieci bawią się na plaży, kiedy budują zamki z piasku. Wszystko się rozpada, jest nietrwałe.” Oraz: „Bardzo chciałbym abyśmy wszyscy w tych dniach łaski mieli odwagę wędrować w obecności Pana, Pana z krzyżem, i budować Kościół na krwi Chrystusa, którą wylał za Kościół; i szukać jedynej chwały Chrystusa ukrzyżowanego. W ten sposób Kościół pójdzie do przodu.”
Cóż do tego dodać? Nic. Ów Kościół, o którym mówi, jest tworem dynamicznym, który stoi wyznawaniem Chrystusa, wiarą, nie zaś – jak zazwyczaj w katolickim ujęciu – nienaruszalną, ale i martwą „sakramentalną obecnością Chrystusa.” Wskazanie jako fundamentu istnienia Kościoła wiary w Chrystusa, a nie owej dystynktywnie katolickiej perspektywy sakramentów, jest po prostu biblijne, co bardzo cieszy w ustach zwierzchnika kościoła rzymskokatolickiego.
Ważny jest również akcent na krzyż jako etyczny wymiar podążania za Chrystusem. To znów, wymiar o którym zazwyczaj mówimy: o tym, że bycie uczniem jest wymierne, oznacza koszt, poświęcenie. Posłuchajmy: „W Ewangelii Piotr, który wyznał Chrystusa słowami: Ty jesteś Chrystus, powiedział jednak: Idę za Tobą, ale bez krzyża. Ale jeśli idziemy bez krzyża, jeśli budujemy bez krzyża, nie mamy nic wspólnego z uczniami Chrystusa. Tak, możemy być kardynałami, biskupami, kapłanami, ale nie mamy wtedy nic wspólnego z Chrystusem, nie jesteśmy jego uczniami.” To bardzo ostre i prawdziwe słowa, podkreślające, że wszelkie funkcje kościelne są wtórne względem najważniejszej tożsamości, jaką jest bycie uczniem Chrystusa, co oznacza koszt, a nie wywyższenie.
W końcu, ważne są również – szczególnie w kontekście wszechogarniającej politycznej poprawności – ostre i jasne słowa zaznaczające granice chrześcijańskiej tożsamości i stwierdzające prawdziwość duchowej walki: „Ten, kto nie modli się do Boga, modli się do diabła.” Oraz: „Kiedy nie głosimy Pana, głosimy diabła. Głosimy światowość, która pochodzi od diabła”.
Oczywiście, nasuwa się pytanie: czy papież MOŻE w ogóle być ewangeliczny? Ma przecież za sobą cały bagaż teologiczny soborów, których odwołać nie może. Jest zwierzchnikiem Kościoła, który ma na swych rękach krew wielu pobożnych chrześcijan w minionych wiekach. Czy więc można takie gesty brać za dobrą monetę? A może to jedynie pijar, mydlenie oczu i puste gesty, za którymi nic więcej nie pójdzie?
Oczywiście, i tak wszystko okaże się w czasie. Zobaczymy. Uważam jednak, że jako protestanci nie powinniśmy odmawiać Bogu prawa powołania autentycznie gorliwego chrześcijanina na zwierzchnika kościoła rzymskokatolickiego. Ze swojej strony życzę papieżowi Franciszkowi błogosławieństwa pokory i mądrości, o które jak widać ze świadectw gorliwie prosi, i to również chrześcijan ewangelicznych, aby z Bożą pomocą i dla Bożej chwały potrafił swój kościół, targany tak wieloma sprzecznymi tendencjami, nasączać Chrystusem i prawdą Bożą, i przez to budować Królestwo Boże.
1. Czy zgadzacie się z opinią przytoczonych przywódców religijnych, że papież Franciszek jest zbawionym chrześcijaninem?
2. Czy zgadzacie się z tekstem, który pogrubiłem na końcu, że należy życzyć Franciszkowi, aby mądrze prowadził Kościół katolicki?
3. Czy waszym zdaniem Kościól katolicki jest kościołem chrześcijańskim?
P.S. Przypominam, że Reformatorzy modlili się o zniszczenie tego kościoła, a nie o błogosławieństwo dla niego.
Ewangeliczny papież?
M. Wichary
Kim jest Franciszek? I co z tego dla nas wynika? Pierwsze sygnały wydają się wyjątkowo napawające optymizmem i nadzieją.
Dzień po wyborze papieża mój znajomy z Argentyny (znany również Czytelnikom Słowa Prawdy z świadectwa w cyklu „Z czterech stron świata”), pastor Christian Franco przesłał mi swoje z nim zdjęcie (powyżej), jeszcze z czasów kardynalskich, z komentarzem, że dał się poznać jako osoba duchowo odrodzona i współpracująca w Buenos Aires z kościołami ewangelicznymi. Podobnie uważa pastor dr Norberto Saracco, znany ewangelikalny przywódca z Argentyny oraz Dr. Geoff Tunnicliffe, Sekretarz Generalny Świateowego Aliansu Ewangelicznego (World Evangelical Alliance) oraz pochodzący z Argentyny znany ewangelista Loius Palau, który zna go od lat 80 i uważa za bliskiego znajomego, tak go opisując: „Zawsze, gdy modlimy się razem prosi: połóż na mnie swe ręce i módl się, aby Bóg dał mi pozostać sługą. Franciszek szanuje wszystkie tradycje chrześcijańskie.”
Właśnie – znamienne jest imię, które wybrał – jako pierwszy w historii papież widzi się kontynuatorem Franciszka z Asyżu. Prostota jest widoczna nawet w rezygnacji z numeru – jest Franciszkiem, a nie Franciszkiem I. Znamienne są również pewne szczegóły podczas pierwszej audiencji generalnej. Jako symboliczne zachowania wskazuje się pokłonienie się zgromadzonym, bardzo skromny ubiór, odmówienie przejazdu limuzyną (wybrał autokar, którym przyjechali wszyscy kardynałowie), osobisty powrót do hotelu, gdzie się zatrzymał, aby uiścić należność za pokój i wziąć swe bagaże, przywitanie się z 100.000 tłumem zwykłym „dobry wieczór” i pożegnanie słowami „dobranoc i dobrego odpoczynku.” Owa niechęć do sztucznych form wydaje się czymś, co mamy wspólnego.
Podobnie pierwsze kazanie, które poza odwołaniem do Madonny na sam koniec, mogłoby zostać wygłoszone w którymś z naszych zborów. Mówiąc o skale, na której zbudowany jest Kościół, wskazywał na „kamień węgielny” – czyli samego Chrystusa, nie wspominając nic o rzekomej piotrowej opoce: „Budować. Budować Kościół na skale. Skała to coś twardego. Ale chodzi o skały żywe. Budować Kościół – Oblubienicę Chrystusa – na tym kamieniu węgielnym.” Dalsza część owego inauguracyjnego kazania, które – znów, w naszym stylu –nie zostało odczytane z kartki, podkreśla rolę Chrystusa jeszcze bardziej: „Możemy wędrować ile chcemy, możemy budować wiele rzeczy, ale jeżeli nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, to sprawy nie idą dobrze. Stajemy się pełną współczucia organizacją non-profit, a nie Oblubienicą Chrystusa. Jeżeli nie idzie się do przodu, to się cofa. Jeżeli nie buduje się na skale, to co się dzieje? To samo, co dokonuje się, kiedy dzieci bawią się na plaży, kiedy budują zamki z piasku. Wszystko się rozpada, jest nietrwałe.” Oraz: „Bardzo chciałbym abyśmy wszyscy w tych dniach łaski mieli odwagę wędrować w obecności Pana, Pana z krzyżem, i budować Kościół na krwi Chrystusa, którą wylał za Kościół; i szukać jedynej chwały Chrystusa ukrzyżowanego. W ten sposób Kościół pójdzie do przodu.”
Cóż do tego dodać? Nic. Ów Kościół, o którym mówi, jest tworem dynamicznym, który stoi wyznawaniem Chrystusa, wiarą, nie zaś – jak zazwyczaj w katolickim ujęciu – nienaruszalną, ale i martwą „sakramentalną obecnością Chrystusa.” Wskazanie jako fundamentu istnienia Kościoła wiary w Chrystusa, a nie owej dystynktywnie katolickiej perspektywy sakramentów, jest po prostu biblijne, co bardzo cieszy w ustach zwierzchnika kościoła rzymskokatolickiego.
Ważny jest również akcent na krzyż jako etyczny wymiar podążania za Chrystusem. To znów, wymiar o którym zazwyczaj mówimy: o tym, że bycie uczniem jest wymierne, oznacza koszt, poświęcenie. Posłuchajmy: „W Ewangelii Piotr, który wyznał Chrystusa słowami: Ty jesteś Chrystus, powiedział jednak: Idę za Tobą, ale bez krzyża. Ale jeśli idziemy bez krzyża, jeśli budujemy bez krzyża, nie mamy nic wspólnego z uczniami Chrystusa. Tak, możemy być kardynałami, biskupami, kapłanami, ale nie mamy wtedy nic wspólnego z Chrystusem, nie jesteśmy jego uczniami.” To bardzo ostre i prawdziwe słowa, podkreślające, że wszelkie funkcje kościelne są wtórne względem najważniejszej tożsamości, jaką jest bycie uczniem Chrystusa, co oznacza koszt, a nie wywyższenie.
W końcu, ważne są również – szczególnie w kontekście wszechogarniającej politycznej poprawności – ostre i jasne słowa zaznaczające granice chrześcijańskiej tożsamości i stwierdzające prawdziwość duchowej walki: „Ten, kto nie modli się do Boga, modli się do diabła.” Oraz: „Kiedy nie głosimy Pana, głosimy diabła. Głosimy światowość, która pochodzi od diabła”.
Oczywiście, nasuwa się pytanie: czy papież MOŻE w ogóle być ewangeliczny? Ma przecież za sobą cały bagaż teologiczny soborów, których odwołać nie może. Jest zwierzchnikiem Kościoła, który ma na swych rękach krew wielu pobożnych chrześcijan w minionych wiekach. Czy więc można takie gesty brać za dobrą monetę? A może to jedynie pijar, mydlenie oczu i puste gesty, za którymi nic więcej nie pójdzie?
Oczywiście, i tak wszystko okaże się w czasie. Zobaczymy. Uważam jednak, że jako protestanci nie powinniśmy odmawiać Bogu prawa powołania autentycznie gorliwego chrześcijanina na zwierzchnika kościoła rzymskokatolickiego. Ze swojej strony życzę papieżowi Franciszkowi błogosławieństwa pokory i mądrości, o które jak widać ze świadectw gorliwie prosi, i to również chrześcijan ewangelicznych, aby z Bożą pomocą i dla Bożej chwały potrafił swój kościół, targany tak wieloma sprzecznymi tendencjami, nasączać Chrystusem i prawdą Bożą, i przez to budować Królestwo Boże.