kontousunięte1 pisze:Czyli dokładnie: jakim być człowiekiem? Co to znaczy "nie być cielesnym" w praktyce? w codziennym życiu?
Hej, Wuko, to znowu ja
Wiem, że nie lubisz teoretyzowania, więc postanowiłam opowiedzieć o tym jak to wygląda w moim szarym życiu. Gdybym miała stanąć z boku i popatrzeć na swoje życie, to stwierdziłabym, że sprawy materialne zawsze stały na drugim planie, ale to wynik tego, że tak zostałam wychowana. Bardzo długo, po usamodzielnieniu się, żyłam skromnie, bo takie były okoliczności, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Zmieniło się gdy mój mąż zaczął zarabiać (wcześniej pracowałam tylko ja, bo on kończył studia) i nasze potrzeby, niejako samoistnie, zaczęły się powiększać.
Największym naszym pragnieniem stało się (jak u większości zapewne) posiadanie własnego lokum. Podjęliśmy jednak decyzję, że kredytu nie weźmiemy i tym samym znaleźliśmy się w miejscu, w którym spędziłam 6 najtrudniejszych lat mojego życia. Mieszkamy w jednym pokoiku z 7 już córeczką, resztę przestrzeni dzielimy z obcym człowiekiem. Powiem Ci Wuko, że dla mnie to była i wciąż jest, szkoła rezygnacji z przestrzeni cielesnej. Ten czas, którego nie rozumiałam i nie chciałam, bo utożsamiałam go z przekleństwem, stał się dla mnie i całej mojej rodziny błogosławieństwem, ale to dostrzegłam dopiero po nawróceniu, które też dokonało się w tym miejscu i czasie. Mąż dobrze zarabiał, więc rekompensowałam sobie początkowo ten stan totalnej załamki (przepłakałam z żalu i wściekłości 3 lata), wydając kasę na ciuchy i jedzenie. Zawsze jednak, po chwilowej uldze, czułam nadal ogromną pustkę i dodatkowo wyrzuty sumienia. Wierzyłam jednak, że za ten ból należy mi się jakaś rekompensata, więc spędzałam czasami kilka godzin w necie, żeby kupić jakąś głupią bluzkę czy kolczyki.
Wyszukiwałam różne diety (jestem uczulona na gluten), które miały poprawić moje samopoczucie. Bywało, że potrafiliśmy z mężem wyjść kilka razy w miesiącu do restauracji i zostawić tam jednorazowo kilka stówek. Zaczęło się zmieniać, gdy wzięliśmy do ręki Stary Testament. Słowo Boże tak mocno nas dotknęło, że zobaczyliśmy naszą nędzę w pełnym świetle. Telewizji nie oglądamy już od dziesięciu lat (co jest dla mnie potwierdzeniem działania Bożej łaski), więc nie musieliśmy z tej przestrzeni rezygnować, ale nabywanie i wydawanie kasy - to była realna przestrzeń, którą zajmował zły i tę sferę Bóg uleczył. Nie wiem jak, sama tego nie rozumiem, wiem tylko, że w pewnym momencie zrozumiałam, że nie należę już do świata, że wszystko co mogłam najcenniejszego otrzymać, dostałam na Golgocie. Zobaczyłam, że nie jestem bogiem, którym byłam, i nie potrzebuję kolejnej bluzki czy wykwintnego dania, by oddać sobie cześć.
Myślę, że Bóg, przez tą przestrzeń w której przyszło mi żyć od kilku lat, nauczył mnie właściwego stosunku do siebie: jestem marnością i wszystko co mam zawdzięczam wyłącznie Bogu. To taki punkt wyjścia, bowiem pokusy są i będą zawsze, dopóki mamy to ciało. Ale ten punkt jest istotnym odniesieniem w czasie pokusy (bo przecież nie jestem od niej wolna). Obecnie najbardziej zmagam się z pragnieniem posiadania własnego mieszkania, bo to pragnienie nie zniknęło; myślę tak, jednak, sobie, że jeśli Bóg nie zabierze nas stąd i będę musiała już w tym miejscu zostać, to widocznie jest to konieczne (taki bacik na mnie ) do tego bym nie uległa zwiedzeniu i nie wróciła do dawnego życia. Uczę się godzić z Jego wolą, choć to niezwykle trudne: bo w zasadzie, po ludzku patrząc, straciłam wszystko: nie słucham muzyki (baaardzo rzadko), nie chodzę do kina, restauracji, galerii, nie oglądam TV, odżywiam się bardzo skromnie - nie mam takich potrzeb. W oczach tego świata (w tym moich rodziców) mam ciężką depresję. Jedyne do czego mnie ciągnie to spędzanie czasu z rodziną , czytanie Biblii i zgłębianie wiedzy historycznej.
Teraz, gdy patrzę z boku na życie w ciele, które niewątpliwie prowadziłam, rozumiem w pełni słowa: "
My wiemy, że z Boga jesteśmy, a cały świat tkwi w złem." 1J.5, 19 i "
Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca, bo wszystko co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją, ale kto pełni wolę Ojca, ten trwa na wieki"1J.2, 15:17
Pocieszam się, w chwilach zwątpienia ( a przecież nie jest to obiektywnie żadna tragedia!) , że w niebie czeka na mnie mieszkanie
Obym tylko dotrwała do końca, a to jest turbotrudne...