Udają , kamuflują ? Rozmawiamy przecież o przykładzie, który podałeś: "The Clergy Project". To osoby znane. Czy nie chodzi tu o fałsz, hipokryzję, obłudę religijną? Jak osoba niewierząca, ateista chce być uważany za kogoś moralnego, wykonując np. zawód księdza i wygłaszając podczas Mszy św. w obecności dziesiątków wiernych słowa modlitwy:liberator pisze:Nie wiesz jak uczą i czego uczą ci niewierzący księża i pastorowie. Z pewnością uczą tego, co nakazuje im ich doktryna. Nie mogą uczyć niewiary gdyż zostali by odsunięci ze swojej pracy, a oni są często aktywnymi duchownymi. W większości przypadków kamuflują się. Na zewnątrz, wszystko wygląda poprawnie i nikt by nie powiedział że nie wierzą – oto właśnie chodzi.
"Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, i w Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jedynego" ?
Co by to nam mówiło o moralności takiej osoby i jaki przykład taki ksiądz dawałby wiernym? Czego by nauczał? Czy tego samego, co osoba która wierzy i nie kłamie w żywe oczy?
Wolałbym zamiast podawania ogólników konkretną osobę z imienia i nazwiska. O kim konkretnie piszesz? Znasz taką osobę?A wątek ten powstał w odpowiedzi na Twoją dziesięcinę. Twierdziłeś (bez sensu), że ateista nie może dać dziesięciny na kościół bo to pewnie za duże poświęcenie. Podałem Ci więc przykłady znacznie większego poświęcenia – niewierzących, aktywnych zawodowo duchownych.
Czy głoszenie o wszystkich innych bogach również nazwiesz czynem moralnym?
Nie. Ponieważ bogowie innych religii prezentują inne zasady postępowania, niż judaizm i chrześcijaństwo.
Stąd:Co do głoszenia miłości do bliźniego to nie uważam by było to niemoralne. Nie wiem skąd takie przypuszczenie.
Głoszenie o Bogu dotyczy grzechu, miłości, nawrócenia i zbawienia.liberator pisze:Głoszenie o Bogu to jest czyn moralny? Poważnie mówisz?
Co do głoszenia miłości do nieprzyjaciół to już jest mocno kontrowersyjne i często za moralne nie mogłoby być uznane. Jeśli do jakiegoś domu/miasta/kraju przychodzą mordercy w celu zabicia i okradzenia gospodarzy to należy się przed nimi bronić, a nie głosić miłość do nich. A wyobrażasz sobie żołnierzy na froncie głoszących miłość do swoich nieprzyjaciół? Miłuję cię bardzo, ale za chwilę chcę ci rozwalić łeb. To absurd.
A jednak zarówno Jezus, jak i pierwsi chrześcijanie modlili się za swych prześladowców. Dlaczego?
Bo to byli chrześcijanie.
Czy ateista byłby wstanie jako świadek Jehowy bezinteresownie głosić muzułmanom prawdy Strażnicy, wiedząc że mogą go za to zaraz zamordować?
Po pierwsze, głoszenie wszelkich prawd Strażnicy to nie jest z automatu czyn moralny.
Musiałbyś doprecyzować o jakie konkretnie hasła/prawdy Ci chodzi i rozpatrywać je indywidualnie.
Jeśli chodzi Ci tylko o głoszenie miłości do bliźniego to nie mam zastrzeżeń – uznaję to za czyn moralny. Większość muzułmanów z pewnością również się z tym zgodzi.
Ateista mógłby to robić bez problemu. A co Ty sobie wyobrażasz? Że ateiści nie kochają bliźnich?
Musisz też doprecyzować co w tym przypadku rozumiesz jako „bezinteresownie”.
Jehowi nie robią tego przecież faktycznie bezinteresownie.
W ich interesie leży np. zdobywanie nowych wyznawców.
Domyślam się, że za „bezinteresownie” rozumiesz - nieodpłatnie.
Interesowność to przecież nie tylko pieniądze.
Głoszenie ma na celu nawrócenie słuchających na chrześcijaństwo. Wiele badań wskazuje, że na świecie co roku jest prześladowanych i dyskryminowanych od 100 do 200 milionów osób wierzących w Chrystusa, a 170 tys. zostaje zabitych. Około 85% prześladowań i mordów ma miejsce w krajach z dominującą większością muzułmańską.
Nie wyobrażam sobie ateisty, który narażałby życie za głoszenie zasad Ewangelii w które nie wierzy.