Teologia vs relacja z Bogiem
: 12 kwie 2016, 02:30
Piszę tutaj po dłuższym czasie nieobecności, bo chciałabym się z kimś podzielić czymś, co niedawno do mnie dotarło. A właściwie to jakąś godzinę temu. Nie wiem, czy dobrze robię, że od razu dzielę się tym z Wami, ale może Bóg tak chce, skoro taka potrzeba mnie natchnęła (mam nadzieję, że to mimo wszystko od Boga, nie od szatana).
Na początek może wsadzę kij w mrowisko. Słucham filmików Mikołaja Kapusty. Tak, tego katolika, heretyka, o którym tyle protestantów mówi, że powinien się nawrócić. Muszę powiedzieć, że mimo początkowego sceptycznego podejścia do jego nauczania, z czasem zaczęłam go częściej słuchać - najpierw z ciekawości, a potem z szczerą przyjemnością i korzyścią. Nie mówię, że ze wszystkim się z nim zgadzam i nie mam na myśli filmików odpowiadających na pytania: czemu jestem katolikiem, czemu modlę się do Marii, czemu katolicy chrzczą dzieci. Chodzi mi o takie tematy jak: "5 sposobów na walkę z grzechem", "7 sposobów na odnalezienie swojego powołania", czy ten, który oglądałam przed godziną - "jak ruszyć z miejsca i słyszeć Boga". Otóż po tym ostatnim zrozumiałam jedną sprawę.
Już wiem, co było nie tak w mojej relacji z Bogiem. Tego, co mi najbardziej brakowało, to osobistej więzi z Nim. Za bardzo skupiałam się na teologii, za mało na modlitwie i powierzaniu Mu każdej sfery mojego życia, nawet takiej, która na pierwszy rzut oka niewiele ma wspólnego z wiarą. Przekonały mnie słowa Mikołaja, to że wystarczy poświęcić 15 minut, 1% dnia na modlitwę, a Bóg zacznie Ci się objawiać. I wierzę, że ma rację.
Ciężko mi się modlić. Naprawdę. Wystarczy 5 minut i już się zaczynam rozpraszać. Tak nie powinno być. Nie czujemy się zbyt dobrze, gdy ktoś podczas rozmowy z nami już po 5 minutach patrzy na zegarek, a co dopiero Bóg sobie myśli w takim momencie? Ale czasem wystarczy nawet 5 minut modlitwy, by poukładać sobie różne sprawy, by uświadomić sobie, co jest w moim życiu nie tak. Bardzo szybko zaczynają napływać takie myśli prostujące wiele spraw (oczywiście mam nadzieję, że te myśli rzeczywiście są od Boga, a nie ze mnie).
Możecie mówić różne rzeczy, ale brakuje mi praktycznego podejścia do wiary. Wszędzie mam do czynienia jedynie z teorią. Możliwe, że po prostu miałam pecha, ale nigdy w Internecie nie natrafiłam na kazania pastora, który mówiłby o wierze w taki konkretny, praktyczny sposób, nie abstrahując tak dużo, nie przedstawiając idei, które często same w sobie nijak się mają do rzeczywistości. Mam nadzieję, że po prostu źle trafiłam. Nie chcę też mówić niż negatywnego o kazaniach w moim zborze. Niektóre są bardziej praktyczne, inne mniej, ale zazwyczaj przesycone są wręcz teologią. Z jednej strony to dobrze. Z kościoła katolickiego zapamiętałam głównie takie lanie wody i mało takiej solidnej podstawy teologicznej. Ale też brakuje mi konkretnych, praktycznych wskazówek jak zmieniać swoje życie.
No i jeszcze jeden problem - jak czytać Biblię. Pisałam już w innym temacie, że w marcu miałam takie postanowienie przeczytać cały Nowy Testament i rzeczywiście zrobiłam to, ale nie czuję, żeby to jakoś na mnie wpłynęło w znacznym stopniu. Może coś robiłam nie tak, może czytałam za dużo naraz, może za dużo czytania, a za mało refleksji - nie wiem.
Piszę z jednej strony po to, byście napisali co Wy o tym myślicie, czy też odczuwacie w kościołach protestanckich taki brak, czy może to jakieś moje wymysły. Z drugiej strony, jeśli znacie jakieś protestanckie materiały, które pokazywałyby mi, że się myliłam, to również będę Wam wdzięczna za wyprowadzenie mnie z tego błędu.
A jak na razie życzę Wam dobrej nocy i tego, by wiara każdego z nas nie była jedynie pustą deklaracją, ale żywą relacją z Jezusem. Oczywiście życzę tego przede wszystkim sobie. Jak to mówi Mikołaj - szalom.
Na początek może wsadzę kij w mrowisko. Słucham filmików Mikołaja Kapusty. Tak, tego katolika, heretyka, o którym tyle protestantów mówi, że powinien się nawrócić. Muszę powiedzieć, że mimo początkowego sceptycznego podejścia do jego nauczania, z czasem zaczęłam go częściej słuchać - najpierw z ciekawości, a potem z szczerą przyjemnością i korzyścią. Nie mówię, że ze wszystkim się z nim zgadzam i nie mam na myśli filmików odpowiadających na pytania: czemu jestem katolikiem, czemu modlę się do Marii, czemu katolicy chrzczą dzieci. Chodzi mi o takie tematy jak: "5 sposobów na walkę z grzechem", "7 sposobów na odnalezienie swojego powołania", czy ten, który oglądałam przed godziną - "jak ruszyć z miejsca i słyszeć Boga". Otóż po tym ostatnim zrozumiałam jedną sprawę.
Już wiem, co było nie tak w mojej relacji z Bogiem. Tego, co mi najbardziej brakowało, to osobistej więzi z Nim. Za bardzo skupiałam się na teologii, za mało na modlitwie i powierzaniu Mu każdej sfery mojego życia, nawet takiej, która na pierwszy rzut oka niewiele ma wspólnego z wiarą. Przekonały mnie słowa Mikołaja, to że wystarczy poświęcić 15 minut, 1% dnia na modlitwę, a Bóg zacznie Ci się objawiać. I wierzę, że ma rację.
Ciężko mi się modlić. Naprawdę. Wystarczy 5 minut i już się zaczynam rozpraszać. Tak nie powinno być. Nie czujemy się zbyt dobrze, gdy ktoś podczas rozmowy z nami już po 5 minutach patrzy na zegarek, a co dopiero Bóg sobie myśli w takim momencie? Ale czasem wystarczy nawet 5 minut modlitwy, by poukładać sobie różne sprawy, by uświadomić sobie, co jest w moim życiu nie tak. Bardzo szybko zaczynają napływać takie myśli prostujące wiele spraw (oczywiście mam nadzieję, że te myśli rzeczywiście są od Boga, a nie ze mnie).
Możecie mówić różne rzeczy, ale brakuje mi praktycznego podejścia do wiary. Wszędzie mam do czynienia jedynie z teorią. Możliwe, że po prostu miałam pecha, ale nigdy w Internecie nie natrafiłam na kazania pastora, który mówiłby o wierze w taki konkretny, praktyczny sposób, nie abstrahując tak dużo, nie przedstawiając idei, które często same w sobie nijak się mają do rzeczywistości. Mam nadzieję, że po prostu źle trafiłam. Nie chcę też mówić niż negatywnego o kazaniach w moim zborze. Niektóre są bardziej praktyczne, inne mniej, ale zazwyczaj przesycone są wręcz teologią. Z jednej strony to dobrze. Z kościoła katolickiego zapamiętałam głównie takie lanie wody i mało takiej solidnej podstawy teologicznej. Ale też brakuje mi konkretnych, praktycznych wskazówek jak zmieniać swoje życie.
No i jeszcze jeden problem - jak czytać Biblię. Pisałam już w innym temacie, że w marcu miałam takie postanowienie przeczytać cały Nowy Testament i rzeczywiście zrobiłam to, ale nie czuję, żeby to jakoś na mnie wpłynęło w znacznym stopniu. Może coś robiłam nie tak, może czytałam za dużo naraz, może za dużo czytania, a za mało refleksji - nie wiem.
Piszę z jednej strony po to, byście napisali co Wy o tym myślicie, czy też odczuwacie w kościołach protestanckich taki brak, czy może to jakieś moje wymysły. Z drugiej strony, jeśli znacie jakieś protestanckie materiały, które pokazywałyby mi, że się myliłam, to również będę Wam wdzięczna za wyprowadzenie mnie z tego błędu.
A jak na razie życzę Wam dobrej nocy i tego, by wiara każdego z nas nie była jedynie pustą deklaracją, ale żywą relacją z Jezusem. Oczywiście życzę tego przede wszystkim sobie. Jak to mówi Mikołaj - szalom.