Panie Pierniku, jak na "buca" to całkiem Pan kulturalny. Od razu się wytłumaczę, i tak zakończę temat, że parę wpisów temu wybuchłem ponieważ mam dość kopania arminian przez nazywanie ich teologii "niebiblijną herezją". Arminianizm to jedna z tych tradycji, która wywarła ogromny wpływ na soteriologię wielu denominacji protestanckich. Wspomnę tu chociażby metodystów, bo o ewangelikalistach mówić nie muszę
To "jedna z opcji", arminianie to chrześcijanie-protestanci, tak jak i kalwiniści czy luteranie. Koniec kropka.
A teraz - "ad rem"!
Pan Piernik pisze:Po pierwsze: tzw boska przedwiedza.
Jakie są konsekwencje tak postrzeganej przedwiedzy?
To nie Bóg jest inspiratorem zbawienia, a człowiek. Działania Boga są tylko skutkiem wcześniejszego "podejrzanego" czynu/decyzji człowieka, nie ma mowy o planie Boga czy wyborze Boga. Bóg nie wybiera zbawionych a decyzja o zbawieniu jest skutkiem podejrzenia (przedwiedza) decyzji/czynu człowieka.
Bóg nie czeka, nie podgląda przyszłości, on z góry je przecież zna, a skoro zna, są one niezmienne, zatem sąd i decyzja o potępieniu jednych i zbawieniu drugich została podjęta "przedwiecznie" - w tym sensie wszyscy z nas jesteśmy predestynowani - nic bowiem się nie zmieni, poza tym co Bóg wie
Jak doszedłeś do wniosku, że to nie Bóg jest inicjatorem zbawienia? Przecież to On ustala warunki, że zbawi tych, którzy dzięki łasce uwierzą w Chrystusa. "I rzekł im [Jezus]: Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony." (Mk 16,15-16 BW)
Wnioski arminian a propos predestynacji w oparciu o przedwiedzę Boga, która jest przedwieczna, są próbą pogodzenia prawdy o tym, że to Bóg suwerennie wybiera, jednocześnie nie łamiąc woli ludzkiej. Rozumiem, że kalwinista nie wyobraża sobie, iż Bóg podejmuje decyzję w oparciu o to, co przewidział, tylko przewiduje w oparciu o to, co postanowił. Problem polega na tym, że jeśli chcemy powiedzieć, iż człowiek został obdarzony rzeczywistą wolnością, z konieczności - moim zdaniem - musimy pójść w stronę Arminiusza. Poza tym Arminiusz był tomistycznym intelektualistą - wola Boża jest podporządkowana Jego rozumowi. Niewykluczone, że ma to jakiś związek(?). Zresztą długo by mówić, nie chcę powtarzać tego, co napisałem w artykule.
"A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.
Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci; a których przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił." (Rz 8,28-30 BW)
Pan Piernik pisze:Po drugie: łaska.
Czy łaska wspomagająca człowieka, pozwalająca mu aby ten w sposób wolny wybrał zbawienie i w tym sensie współpracował w dziele zbawienia tylko umożliwia wolną decyzję człowieka, czy też ta zgoda na współdziałanie z łaską w dziele zbawienia jest wspomagana przez łaskę i jest faktycznie wynikiem jej działania?
Tak że łaska pierwsza/wspomagająca i decyzja człowieka (wydana w sposób wolny, bo Bóg nie zbawia bez naszego udziału) jest i dziełem i wynikiem działania łaski.
Odpowiem cytatami: "Ten rodzaj łaski ma cztery aspekty: wezwanie, przekonanie, oświecenie i uzdolnienie." (D. Dorocki, Jakub Arminiusz - reformator teologii reformowanej, "Teologia i Człowiek" 29 (2015), s. 165, przyp. 29)
"Zadaniem tej łaski jest więc oświecić, przekonać, pociągnąć i uzdolnić niezdolnego
grzesznika do wolnej akceptacji daru zbawienia." (D. Dorocki, Nieograniczone odkupienie..., s. 48)
I na koniec - Arminiusz o wierze: "[Fides] est opus et donum supernaturale non naturale" - wiara jest dziełem i darem nadnaturalnym, a nie naturalnym.
Pan Piernik pisze:Niewyobrażalne jest dla mnie takie postępowanie Boga, który najpierw uwalnia człowieka z okowów grzechu, by ten, uwolniony człowiek - znajdujący się przez moment w stanie wolności od grzechu, uwolniony z kajdan - w sposób wolny i niezależny odmówił Bogu swego własnego zbawienia.
Bo Bóg wie przecież kto podejmie decyzję (wolną, którą umożliwił łaska sam Bóg) o rezygnacji ze zbawienia. Mimo wiedzy o tym, że człowiek zrezygnuje ze swego zbawienia, Bóg jest na tyle łaskawy by łaską pierwszą/wstępną uwolnić na chwilę człowieka, by ten - wolny - odrzucił łaskę zbawiającą.
Co ciekawe - człowiek, aby odrzucić łaskę zbawiającą potrzebuje... tak tak - działania łaski pierwszej
Bez udziału Boga czyli działania łaski pierwszej - nie może podjąć "wolnej" decyzji i wybrać potępienia
Wyobraźcie sobie ojca, który daje niemowlęciu granat wiedząc, że dziecko wyciągnie zawleczkę - ale szanuje wolność niemowlęcia do wyrwania zawleczki
- absurdalne, okrutne?
Dlaczego zatem "kalwiński Bóg" jest "okrutny"?
Bo zdaniem niektórych, nie ma On prawa do wybrania swoich zbawionych dzieci. Bo Jego decyzje o wybraniu swych dzieci są "niemoralne".
Tu to żeś pokręcił. Uwierzyłem Ci, że nie jesteś teologiem
Odpowiem nieco inną ilustracją. D.A. Carson (chyba nie muszę mówić kto to jest?) zapytany, czy jako kalwinista nie ma wahań mówić wszystkim ludziom, że Bóg ich kocha (nie wszystkich Bóg postanowił zbawić), odpowiedział, że nie ma wahań ponieważ są trzy rodzaje Bożej miłości do człowieka. Pierwszy objawia się w "materialnym błogosławieństwie"; drugi w tym, że Bóg pozwolił usłyszeć wielu ludziom Ewangelię; trzeci rodzaj to tzw. "elekcyjna miłość", i jest to specjalna miłość, zarezerwowana wyłącznie dla wybranych. Stąd nie ma żadnej sprzeczności w tym, że kalwinista uważa, iż Bóg kocha wszystkich ludzi. Hmm... Zilustrujmy to.
Pewien ojciec wychowywał dziewczynkę. Obdarzał ją czułością, zainteresowaniem. Posłał do najlepszej szkoły, zawsze pamiętał o jej urodzinach itp. Kiedy jego córka była już gotowa do tego by rozpocząć samodzielne życie, ojciec zaprowadził ją do piwnicy, w której miał specjalnie przygotowaną salę. Przywiązał ją do stołu operacyjnego, po czym wykonywał na niej bolesne eksperymenty, przez co dziewczyna w kilka godzin zmarła. Tak właśnie "kalwiński" Bóg "kocha" niewybranych ludzi, których postanowił potępić. Czy ktoś normalny nazwał by tego mężczyznę kochającym ojcem? Konsekwentny kalwinista powinien to zrobić, jego Bóg w podobny sposób kocha tych, którzy mają być na wieki potępieni.
Oczywiście to tylko uproszczona analogia, jednakże oddaje sedno sprawy.
Chrystus powiedział: "Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?" (Mt 16,26 BW)
Tyle jest warta "miłość" 1. i 2., o której mówi D.A. Carson.
Tak, "kalwiński" Bóg jest okrutny, ponieważ skazuje
bezwarunkowo na potępienie. Wielu ludziom, którym dał życie, zgotował wieczne potępienie. Jaki w tym sens? Ja nie widzę żadnego.